Zobaczyłam ostatnio ciekawa reklamę. Zachwalała aplikację na smatphony, która pomaga kontrolować poziom nawodnienia organizmu. Wpisujemy w nią wiek, masę ciała, poziom aktywności fizycznie itd. I na tej postawie telefon informuje nas, kiedy i ile wypić, aby organizm optymalnie funkcjonował.
Woda jest źródłem życia. Pierwszym i najprostszym lekiem. I na pewno jeszcze nie raz na tym blogu będę pisała o jej – nieraz zaskakujących – właściwościach. Ale istnienie takiej aplikacji w pierwszej chwili mnie zaskoczyło, a po chwili zastanowienia – mocno zasmuciło. Czy naprawdę w każdej kwestii potrzebne są nam elektroniczne wspomagacze? Narzucane z zewnątrz zasady i sposoby działania? I czy faktycznie współczesny człowiek żyje w takim oderwaniu od swojego ciała, że w tak prostej czynności, jak nawadnianie organizmu, musi poddawać się rygorowi informatycznych algorytmów?
Inna reklama mówi, że gdy poczujemy pragnienie, jest już za późno. Organizm już się częściowo odwodnił. Dlatego pijmy stale i nie dopuszczajmy naturalnego mechanizmu pragnienia do głosu…
A tymczasem senność może świadczyć o cukrzycy, niechęć do mięsa – o raku, ból głowy o wielu poważnych chorobach. Nie sugeruję popadania w hipochondrię. Ale warto słuchać z uwagą i szacunkiem swojego ciała. Jeśli jest się kobietą – dobrze znać jego miesięczny rytm. Rozumieć bóle i wiedzieć, czego naszemu organizmowi trzeba. Bo on sam dokładnie nam to powie. Nie potrzebujemy do tego aplikacji. Naturalne instynkty i sygnały służą przecież temu, by przedłużyć, a nawet uratować nam życie. Dlatego warto im zaufać. I pić wtedy, gdy czujemy pragnienie. Jeść, gdy jesteśmy głodni, a nie – gdy jest pora na obiad.
Proponuję Ci ćwiczenie. Zamknij oczy i skup się. Przeskanuj swoje ciało kawałek po kawałki. Zapytaj je, co słychać…
Moje ciało od kilku dni daje mi znać, że już czas na wiosenne przebudzenie. Musze przyznać, że zima to czas, gdy trochę się zaniedbuję. Mniej ruchu, większa łatwość w sięganiu po ciastka i przekąski… Za oknem coraz częściej słońce – czas na dłuższy spacer. A może rower? I na pewno – detoks. Dziś proponuje Ci najłatwiejszy, jaki znam i pamiętam jeszcze z dzieciństwa. Z wykorzystaniem jałowca.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz