Zobaczyłam ostatnio ciekawa reklamę. Zachwalała aplikację na smatphony, która pomaga kontrolować poziom nawodnienia organizmu. Wpisujemy w nią wiek, masę ciała, poziom aktywności fizycznie itd. I na tej postawie telefon informuje nas, kiedy i ile wypić, aby organizm optymalnie funkcjonował.
Woda jest źródłem życia. Pierwszym i najprostszym lekiem. I na pewno jeszcze nie raz na tym blogu będę pisała o jej – nieraz zaskakujących – właściwościach. Ale istnienie takiej aplikacji w pierwszej chwili mnie zaskoczyło, a po chwili zastanowienia – mocno zasmuciło. Czy naprawdę w każdej kwestii potrzebne są nam elektroniczne wspomagacze? Narzucane z zewnątrz zasady i sposoby działania? I czy faktycznie współczesny człowiek żyje w takim oderwaniu od swojego ciała, że w tak prostej czynności, jak nawadnianie organizmu, musi poddawać się rygorowi informatycznych algorytmów?
Inna reklama mówi, że gdy poczujemy pragnienie, jest już za późno. Organizm już się częściowo odwodnił. Dlatego pijmy stale i nie dopuszczajmy naturalnego mechanizmu pragnienia do głosu…